Jestem zakupoholiczką odpowiednio o tym wiem, zatem mówię o tym otwarcie. Dla mnie tydzień bez zakupionego nowego ubrania, torebki, biżuterii lub pary butów to zupełnie stracony tydzień. Szyldy sklepowe działają na mnie szalenie elektryzująco i przyciągająco. Gdy przechodzę obok sklepu szyldy jakby wołały do mnie „Odwiedź nas! Kup coś koniecznie!” – a ja jakżeby inaczej ulegam ich namowom.

Pomimo, że moja garderoba pęka w szwach ja przenigdy niczego nie wyrzucam, nawet wtedy kiedy wiem, że danej rzeczy już nigdy więcej na siebie nie założę. Taka już jestem. Bardzo emocjonalnie podchodzę do każdego mojego ubrania, mimo, że zdarza mi się zdarza się, że nabywać rzeczy bardzo spontanicznie, bez chwili zastanowienia. Rodzina i znajomi śmieją się w bardzo wielu sytuacjach, że w moim pokoju garderobianym mogłabym otworzyć własny butik. Wystarczy wywiesić szyldy i można rozpocząć interes (ale to na 100 procent tylko żarty). Ja niestety nie jestem w stanie zapanować nad moją miłością do ubrań, pomimo tego, że trwonię na nie bardzo wiele pieniędzy. Jeśli dana rzecz mi się szczególnie spodoba to czasami zdarza się tak, że kupuje ją we wszystkich dostępnych kolorach jakie konkretny sklep posiada w asortymencie. Ekspedientki częstokroć odwiedzanych przez nas sklepów znają mnie dosłownie po imieniu i samoczynnie gdy przekraczam próg butiki oferują mi zniżki na zakupy. To akurat bajecznie mnie cieszy tym bardziej zauważając ilość pieniędzy jaką miesięcznie wydaje na moje zamiłowanie do mody. Każda zniżka w takiej sytuacji jest na miarę złota! Rzeczą jaką kupuje często są buty – koniecznie szpilki. Mam chyba wszystkie kolory butów zaczynając od klasycznego czarnego, idąc przez wszystkie odcienie różu, a kończąc na pomarańczowych. Taką samą gamę barw można odkryć oglądając zarówno moje torebki – te miejskie i wieczorowe.

Odpowiednio przygotowana strona którą odwiedzam
Tagi: